Wiktor Smol Wiktor Smol
235
BLOG

Jak RPO dał zielone światło handlarzom dyplomów

Wiktor Smol Wiktor Smol Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Telewizję od dłuższego czasu traktuję z przymrużeniem oka. Przymrużam raz, żeby lepiej coś dostrzec, dwa, aby uchronić wzrok od pewnych jaskrawości – nie znoszę wazeliny, a zwłaszcza u dziennikarzy, publicystów i wszelakich doktorów nauk społecznych i znawców robiących za baner tej, czy innej partii.

Ale do rzeczy. Przez wczorajsze wiadomości chyłkiem i w przysiadzie przemknęła informacja, że były, nieżyjący dyrektor jednej ze szkół handlował świadectwami ukończenia tego i tamtego. Kto chce poznać więcej szczegółów niech sobie sam poszuka.

W tym miejscu napiszę jedno zdanie. Całą winę, że taki stan rzeczy – możliwość handlu świadectwami ukończenia szkoły, zdobycia zawodu, tytułu – została zaiwaniona przez śp. Janusza Kochanowskiego, który jako Rzecznik Praw Obywatelskich umożliwił ten proceder.

Podciągniecie nazwisk uczniów, studentów, słuchaczy pod ochronę danych osobowych załatwiło dwie sprawy. Pierwsza – udało się skutecznie ukryć wszystkich tych pseudo magistrów i profesorów jeszcze z czasu tzw. komuny i okresu przejściowego. Druga, to niemożność sprawdzenia, czy dana osoba była, jest słuchaczem tej czy innej szkoły, uczelni.

Myślę, że to nie żaden wstyd ani ujma dla kogoś, kto faktycznie jest słuchaczem któregoś tam roku, którejś z rozlicznych uczelni. Nie wiem dokładnie, ale mam pewne przypuszczenia, kto złożył takie nietypowe zamówienie w RPO za czasów wspomnianego i zmarłego tragicznie rzecznika. Wiem natomiast z całą pewnością, że ten majstersztyk pozwala wielu cwaniakom na urzędach strugać wariata, kiedy się ich zaczepia o to, w jaki sposób zdobyli – wykluczając rzecz jasna żmudną naukę – swój dyplom.

Rozumiem czas okupacji, kiedy ktoś posługuje się podrobionymi dokumentami po to, aby uniknąć aresztowania i egzekucji. Ale nie mamy już czasu okupacji – nawet sowieci wyszli z terenu Polski, zostało tylko kilkudziesięciu agentów – i nie widzę potrzeby, aby posługiwać się podrobionymi dokumentami.

To, że proceder taki jest skatalogowany w Kodeksie karnym jeszcze niczego nie oznacza. Proceder ten ma miejsce i wiele „zacnych” osób, a raczej osóbek posługuje się fałszywym dokumentem, którego wymaga dana instytucja dla zajmowanego stanowiska.

Czy w takiej sytuacji możemy mówić o ochronie danych osobowych, czy raczej o ochronie osób posługujących się fałszywymi danymi? Oto jest pytanie. Amen

Wiktor Smol
O mnie Wiktor Smol

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości