Wiktor Smol Wiktor Smol
143
BLOG

Ile można utopić w Ukrainę?

Wiktor Smol Wiktor Smol Polityka Obserwuj notkę 0

Kiedy coś nie wychodzi zwykło się mówić: „do trzech razy sztuka”. I tak i nie.

Jeśli nie zdasz za pierwszym razem egzaminu z jazdy podchodzisz drugi raz, a potem dalej i nie koniecznie za trzecim uda się zdać – zaliczyć owszem, jeśli kursantka niczego sobie i w dobrym stanie. Jeśli małżeństwo – takie tradycyjne składające się kobiety i mężczyzny – zechce mieć potomstwo, to próbują; niekoniecznie za pierwszym razem musi się udać, ale szanse rosną za każdym kolejnym i niewykluczone, że akurat uda się to za trzecim.  

Kto chciałby dopiero za trzecim razem zdać egzamin dojrzałości? Niewielu, prawda. Ale większość chciałby, aby już za trzecim razem udało się zdobyć upragnioną pracę, czy dajmy na to kredyt. Jednakże w życiu mamy mniej szczęścia i tych „za trzecim razem” nie możemy brać pod uwagę. Ot choćby w nagłych przypadkach, kiedy potrzebny jest stół operacyjny i wprawna ręka chirurga; tutaj drugi, a tym bardziej trzeci raz nie wchodzi w rachubę – przynajmniej nie powinien choć, niestety się zdarza, ale wtedy zazwyczaj finałem staje się stół sekcyjny.
Specjaliści od rozbrajania skomplikowanych pułapek również nie mają drugiego ani trzeciego razu. I tak można by sobie jeszcze powymieniać do woli, tylko po co?

Odpowiadając na tytułowe pytanie mogę w ciemno napisać: Nie ma takich pieniędzy, których nie dałoby się utopić w Ukrainę!
I nie ma w tym ani krzty przesady, ani niczego, co byłoby na wyrost. Póki co jesteśmy świadkami licytowania się, kto i ile oraz w jakiej formie ma dać Ukraińcom. Są to dość pokaźne kwoty: trzynaście miliardów euro, to jak na czas kryzysu spory zastrzyk.

Zatem jeśli już zebrało się szanowne konsylium i zdecydowało, że ukraiński „pacjent” potrzebuje pilnie iniekcji, aby zachować go przy życiu, to pozostało jedynie przeprowadzić procedury wg norm unijnych i tych zaoceanicznych, i już.
Proste, prawda? Ale czy na pewno?

Jeśli przyjrzeć się tym procedurom uważniej, to niebawem może się okazać, że sanitariusz się spóźnił, albo dyspozytor czegoś tam nie dopełnił, a „pacjent” musi wypełnić jeszcze „tylko” jakiś gąszcz papierzysk i wszystko zaczynie się od nowa. Tyle tylko, że to może oznaczać, iż po drodze wdała się gangrena i wpierw trzeba jakąś tam część amputować. Ale co tam; „ukraiński pacjent” duży, to jakiś tam jego kawałek nie większego znaczenia; nie z takimi brakami da się jakoś funkcjonować.  

Ta obiecana góra pieniędzy już dziś wydaje się specjalistom przynajmniej dwa, a może nawet trzy razy za mała. A skoro tak, to mamy efekt wilgotnej gąbki, lub roztworu nienasyconego, jak kto woli i od jednego zastrzyku do drugiego stan choroby nie będzie ulegał poprawie, a wręcz przeciwnie – powstanie permanentny stan podgorączkowy, który osłabi organizm tak bardzo, że konieczna będzie kolejna amputacja, aby ratować to, co się jeszcze da.   

Jak widzimy stan „ukraińskiego pacjenta” nie jest dobry, ale nie oznacza to, że nie zasługuje na pomoc medyczną, tylko wpierw trzeba choremu powiedzieć, że do tego stanu doprowadził jego niezdrowy tryb życia, którego nie ma zamiar zmienić i jeśli tego nie zmieni, to musi liczyć się z najgorszym. A reanimacja trupa jest co najmniej nieetyczna. I trzeba pamiętać, że  w kolejce do gabinetu lekarza stoją inni potrzebujący pilnej pomocy, a w cieplejszym od Ukrainy klimacie, taka np. Portugalia, Hiszpania, czy Grecja, naruszone chorobą tkanki szybciej ulegają degradacji, co może grozić nieprzewidywalnymi skutkami na przyszłość.   

Wiktor Smol
O mnie Wiktor Smol

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka